Jechałam w
karocy, która mimo, że kilku wieczna, trzymała się świetnie. Droga do szkoły
dłużyła mi się niemiłosiernie i wydawać by się mogło, że nigdy nie dojedziemy
na miejsce. Oparłam brodę o dłoń, pozwalając żeby włosy opadły mi na twarz,
zasłaniając znaczną jej część. Powieki same mi się zamykały, patrząc na nudny
krajobraz za oknem.
- Yuuki!
Słuchasz mnie? – głos Madary zabrzmiał wrogo, a jego spojrzenie było groźne.
Złagodniał jednak szybko, a na jego usta wpełzł litościwy uśmieszek, kiedy
zobaczył mnie, ledwo trzymającą się siedzenia z wystaraszoną miną.
- Wybacz
wujku... Zamyśliłam się trochę...
- Trochę? –
prychnął przeglądając jakieś papiery, które również lewitowały nad naszymi
głowami – Rozważałem czy nie wylać na ciebie wiadra zimnej wody.
- Pff... Tu
jest po prostu ta nudno! I jedziemy wolniej niż ustawa przewiduje! Nie mogliśmy
pojechać samochodem czy polecieć?! Jesteśmy w XXI wieku!
- Jak to
sobie wyobrażasz? Auto na tych wybojach by się popsuło, samolotem i
helikopterem nie wylądujemy na dziedzińcu, ani w pobliżu punktu docelowego, a
naszych rzeczy na miotłach nie przeniesiemy! – opadłam na siedzenie, tuląc do
siebie poduszkę. Zawsze musiał być mądrzejszy! Westchnęłam głośno, poprawiając
sobie grzywkę i wiążąc włosy żyłką z dzwoneczkami na obu końcach, w bardzo
wysokiego kuca. Z ulgą zauważyłam, że
wyjechaliśmy z lasu i jedziemy po betonowej drodze, prowadzącej do zamku. Z
zachwytem oglądałam wiecznie ośnieżone góry oraz jezioro niedaleko budynku.
Woźnica pośpieszył konie, którym coraz ciężej było wjeżdżać. Ludzie usuwali się
nam z drogi, fukając i krzycząc za nami, że próbujemy ich zabić. Uchihę ta
sytuacja bawiła, zwłaszcza kiedy prawie przejechaliśmy psora Hashiramę. W takim
momencie też nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Zatrzymaliśmy się pod bramą
prowadzącą na dziedziniec bardzo gwałtownie. Aż mną rzuciło do przodu i
wylądowałam na kolanach wujka.
- Wybacz…
- Ty tylko
umiesz mnie przepraszać? – Madara pomógł mi dojść do ładu, a potem wysiąść.
Wyskoczyłam z karocy pod jego asystą, rozprostują nogi i wdychając świeże
powietrze. Patrząc w jeden punkt na niebie, zagwizdałam głośno dwa razy. Nagle
na niebie rozbłysnął płomień, wybuchający w jednym momencie i zmieniający się w
ogniste fajerwerki. Wszyscy zebrani oglądali to mini show z zachwytem, a po
chwili w moim kierunku poleciał wielki feniks, z długim ogonem falującym na wietrze.
Zwierzak zabłysnął w świetle słonecznym
i wylądował na moim ramieniu.
- Eien,
jesteśmy w drugim domu… - ptak trącił moją szyję swoim łbem, wydając z siebie
radosny odgłos. Zrzuciłam z powozu walizkę i łapiąc ja obiema rękami, zaczęłam
ciągnąć w stronę szkoły. Wujek został na zewnątrz rozmawiając z rodzicami
uczniów co wcale mi nie przeszkadzało. Przepychałam się między ludźmi, próbując
utorować sobie jakoś drogę. Niestety mój mały wzrost uniemożliwił mi to
skutecznie. Jakiś starszy chłopak popchnął mnie łokciem i prawie wylądowałam na
ziemi, gdyby nie pewien osobnik o blond włosach i przenikliwych niebiesko,
metalowych tęczówkach, łapiący mnie za kołnierz bluzki.
- Dei-senpai!
– krzyknęłam szczęśliwa na widok jego roześmianej buźki.
- Jak tam
wakacje i powrót do szkoły Yuuki?
- To pierwsze
było do wytrzymania. Razem z wujkiem i Tobim polecieliśmy do Włoch! A powrót…
Jeślibym miała spędzić jeszcze jakiś czas w tej karocy to ktoś zginałby
śmiercią tragiczną! – Douhito już miał odpowiedzieć, kiedy nagle na środku
dziedzińca spadł bliżej nieokreślony obiekt, prosto z nieba.
- Szybko! Pielęgniarkę!
– zawołał ktoś z tłumu. Rozbitek miał wielkie szczęście, że Shizune była już w
szkole i po chwili zaczęła go opatrywać.
- A ten jak
zwykle nie posłuchał… - westchnął Sasuke.
- Naruto! Czy
ty próbujesz się zabić?! – pytanie zostało zadane przez Kakashiego, który od
jakiegoś czasu zadecydował się mieć oko na Uzumakiego i brał za niego
odpowiedzialność.
- Chciałem
tylko wypróbować tą miotłę… - powiedział niebieskooki, co jakiś czas krzywiąc
się z bólu.
- Chyba wiem czemu wycofali miotły jako oficjalny
środek transportu… - mruknęłam bardziej do siebie niż do Deidary. Chłopak kiwnął
głową, biorąc swoją torbę i ruszył do środka. Poszłam w ślad za nim, nie chcąc
oglądać dalej tej masakry. W holu stali głównie pierwszoroczniacy, którzy
zaczęli już komunikować się między sobą, a nie trzymać rękawa swojej mamy jak
przerażone dzieci. Uśmiechnęłam się
chytrze, widząc Paina stojącego gdzieś w spokojnym kącie z dala od tłoku. Wnosząc
walizki, obmyślałam plan wkurzenia go i przeklinałam na brak windy.
Yay!Yuuki-Chan przybywa! Painie bój się ! Kche kche XD Ciekawie się zapowiada, a ja już zaczyna obmyślać straaaszny plan mego przybycia! Bay! :3
OdpowiedzUsuńNareszcie, bo już nie mogłam się doczekać. Jestem ciekawa jak Yuuki chce wkurzyć, naszego rudzielca. Coś czuję, że będzie niezła rozróba ;P
OdpowiedzUsuń