wtorek, 11 września 2012

oo1. Powroty bywają ciężkie....

      Jechałam w karocy, która mimo, że kilku wieczna, trzymała się świetnie. Droga do szkoły dłużyła mi się niemiłosiernie i wydawać by się mogło, że nigdy nie dojedziemy na miejsce. Oparłam brodę o dłoń, pozwalając żeby włosy opadły mi na twarz, zasłaniając znaczną jej część. Powieki same mi się zamykały, patrząc na nudny krajobraz za oknem.
- Yuuki! Słuchasz mnie? – głos Madary zabrzmiał wrogo, a jego spojrzenie było groźne. Złagodniał jednak szybko, a na jego usta wpełzł litościwy uśmieszek, kiedy zobaczył mnie, ledwo trzymającą się siedzenia z wystaraszoną miną.
- Wybacz wujku... Zamyśliłam się trochę...
- Trochę? – prychnął przeglądając jakieś papiery, które również lewitowały nad naszymi głowami – Rozważałem czy nie wylać na ciebie wiadra zimnej wody.
- Pff... Tu jest po prostu ta nudno! I jedziemy wolniej niż ustawa przewiduje! Nie mogliśmy pojechać samochodem czy polecieć?! Jesteśmy w XXI wieku!
- Jak to sobie wyobrażasz? Auto na tych wybojach by się popsuło, samolotem i helikopterem nie wylądujemy na dziedzińcu, ani w pobliżu punktu docelowego, a naszych rzeczy na miotłach nie przeniesiemy! – opadłam na siedzenie, tuląc do siebie poduszkę. Zawsze musiał być mądrzejszy! Westchnęłam głośno, poprawiając sobie grzywkę i wiążąc włosy żyłką z dzwoneczkami na obu końcach, w bardzo wysokiego kuca.  Z ulgą zauważyłam, że wyjechaliśmy z lasu i jedziemy po betonowej drodze, prowadzącej do zamku. Z zachwytem oglądałam wiecznie ośnieżone góry oraz jezioro niedaleko budynku. Woźnica pośpieszył konie, którym coraz ciężej było wjeżdżać. Ludzie usuwali się nam z drogi, fukając i krzycząc za nami, że próbujemy ich zabić. Uchihę ta sytuacja bawiła, zwłaszcza kiedy prawie przejechaliśmy psora Hashiramę. W takim momencie też nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Zatrzymaliśmy się pod bramą prowadzącą na dziedziniec bardzo gwałtownie. Aż mną rzuciło do przodu i wylądowałam na kolanach wujka.
- Wybacz…
- Ty tylko umiesz mnie przepraszać? – Madara pomógł mi dojść do ładu, a potem wysiąść. Wyskoczyłam z karocy pod jego asystą, rozprostują nogi i wdychając świeże powietrze. Patrząc w jeden punkt na niebie, zagwizdałam głośno dwa razy. Nagle na niebie rozbłysnął płomień, wybuchający w jednym momencie i zmieniający się w ogniste fajerwerki. Wszyscy zebrani oglądali to mini show z zachwytem, a po chwili w moim kierunku poleciał wielki feniks, z długim ogonem falującym na wietrze. Zwierzak zabłysnął  w świetle słonecznym i wylądował na moim ramieniu.
- Eien, jesteśmy w drugim domu… - ptak trącił moją szyję swoim łbem, wydając z siebie radosny odgłos. Zrzuciłam z powozu walizkę i łapiąc ja obiema rękami, zaczęłam ciągnąć w stronę szkoły. Wujek został na zewnątrz rozmawiając z rodzicami uczniów co wcale mi nie przeszkadzało. Przepychałam się między ludźmi, próbując utorować sobie jakoś drogę. Niestety mój mały wzrost uniemożliwił mi to skutecznie. Jakiś starszy chłopak popchnął mnie łokciem i prawie wylądowałam na ziemi, gdyby nie pewien osobnik o blond włosach i przenikliwych niebiesko, metalowych tęczówkach, łapiący mnie za kołnierz bluzki.
- Dei-senpai! – krzyknęłam szczęśliwa na widok jego roześmianej buźki.
- Jak tam wakacje i powrót do szkoły Yuuki?
- To pierwsze było do wytrzymania. Razem z wujkiem i Tobim polecieliśmy do Włoch! A powrót… Jeślibym miała spędzić jeszcze jakiś czas w tej karocy to ktoś zginałby śmiercią tragiczną! – Douhito już miał odpowiedzieć, kiedy nagle na środku dziedzińca spadł bliżej nieokreślony obiekt, prosto z nieba.
- Szybko! Pielęgniarkę! – zawołał ktoś z tłumu. Rozbitek miał wielkie szczęście, że Shizune była już w szkole i po chwili zaczęła go opatrywać.
- A ten jak zwykle nie posłuchał… - westchnął Sasuke.
- Naruto! Czy ty próbujesz się zabić?! – pytanie zostało zadane przez Kakashiego, który od jakiegoś czasu zadecydował się mieć oko na Uzumakiego i brał za niego odpowiedzialność.
- Chciałem tylko wypróbować tą miotłę… - powiedział niebieskooki, co jakiś czas krzywiąc się z bólu.
- Chyba wiem czemu wycofali miotły jako oficjalny środek transportu… - mruknęłam bardziej do siebie niż do Deidary. Chłopak kiwnął głową, biorąc swoją torbę i ruszył do środka. Poszłam w ślad za nim, nie chcąc oglądać dalej tej masakry. W holu stali głównie pierwszoroczniacy, którzy zaczęli już komunikować się między sobą, a nie trzymać rękawa swojej mamy jak przerażone dzieci.  Uśmiechnęłam się chytrze, widząc Paina stojącego gdzieś w spokojnym kącie z dala od tłoku. Wnosząc walizki, obmyślałam plan wkurzenia go i przeklinałam na brak windy.

2 komentarze:

  1. Yay!Yuuki-Chan przybywa! Painie bój się ! Kche kche XD Ciekawie się zapowiada, a ja już zaczyna obmyślać straaaszny plan mego przybycia! Bay! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie, bo już nie mogłam się doczekać. Jestem ciekawa jak Yuuki chce wkurzyć, naszego rudzielca. Coś czuję, że będzie niezła rozróba ;P

    OdpowiedzUsuń