piątek, 14 września 2012

~002~ Wielkie wejście?



Szybowałam nad lasem skąpanym w blasku księżyca, kierowana wyczuciem pegaza na którym siedziałam. Jego idealna czarna sierść błyszczała, nadając mu groźnego a mimo to dumnego wyglądu. Mając nadzieję, że nie przeciążę konia, zabrałam ze sobą jedynie najważniejsze przedmioty i ubrania, po czym wszystko zmniejszyłam, specjalnym zaklęciem. Jak się okazało, pegaz, na którym postanowiłam lecieć jest naprawdę silny i bez problemu wszystko zabrał ze sobą. Nie zatrzymywaliśmy się ani razu, gdyż zdaję sobie sprawę, że znowu będę spóźniona.  Nie będzie to w sumie niczym nowym. Nigdy nie umiałam dopilnować czasu, i wpadałam przez to w kłopoty. Nie wiem w sumie gdzie lecę, mimo, że idę na drugi rok to dopiero parę miesięcy temu zostałam wpisana na listę. Ciekawe jak tam jest? I czy nauczyciele często będą mnie brechtać za spóźnienia. Oby nie, bo inaczej nigdy nie będę mieć spokojnej nocki. A właśnie, ciekawe  z kim będę dzielić pokój? Ha ha współczuje tej osóbce. Nagle z chmur wyłonił się ogromy zamek. Zakładając, że to właśnie tam lecę, pokierowałam pegaza który wylądował gładko na placu. Zsiadłam z niego z gracją i przeciągnęłam się. Rozejrzałam się dokładnie, jednak nie zauważyłam nikogo prócz mnie. Podrapałam się zakłopotana po głowie i pstryknęłam palcami. Rozległ się cichy huk i z dymu wyłonił się mój zwierzak-Akira, dwu-ogoniasty kościotrup kota. Jest on ze mną od dawna, i chyba tylko on umie ze mną wytrzymać. Wskoczył mi na ramiona i owinął oba ogony wokół mojej szyi.

-No to szukamy?-Akira machnął łebkiem na znak, że się zgadza a ja ruszyłam przed siebie, mimo, że nie mam bladego pojęcia gdzie. No cóż, taki mój fart! Kiedy odchodziłam usłyszałam stukot kopyt a kiedy się odwróciłam pegaza nie było. Nie wiem gdzie poszedł i chyba lepiej jak się nie dowiem. Weszłam do zamku i zaczęłam iść prosto przed siebie. Z Sali na końcu słychać głosy więc może to tam? Trzeba zaryzykować. Pociągnęłam rękawy za dużej bordowej bluzy z wyszytą na niej pandą i zaczęłam kierować się w stronę tej Sali. Kiedy stanęłam przed dużymi drzwiami w misterne zdobienia. Wzięłam wdech i weszłam do Sali. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Zobaczyłam, przy najwyżej położonym stole stoi Madara, dyrektor tej szkoły, z którym miałam już się okazję poznać. Zmarszczył on groźnie brwi i utkwił we mnie wzrok.

-Cieszymy się, że panienka Sawako raczyła do nas w końcu dołączyć, a teraz może lepiej zajmij swoje miejsce-mruknął i wskazał mi na drugi rząd ławek. Mruknąwszy ciche ‘ta jest’ zajęłam miejsce koło jakiegoś blondyna z idealnie błękitnymi tęczówkami. Spojrzał na śpiącego Akirę z ciekawością, jednak nie odezwał się. Czarnowłosy kontynuował swój monolog, lecz niezbyt mnie on interesował, więc skierowałam swoje niebieskie ślepka, o pionowych źrenicach w stronę oszklonego sufitu. Księżyc powoli zaczynał pojawiać się na niebie, co przyjęłam z niekrytym entuzjazmem. Kiedy w końcu dyrektor skończył przedstawiać wszystkich nauczycieli z entuzjazmem wstałam wraz z całą klasą drugą i wyszliśmy. Jutro będziemy mieć plany lekcji więc bez pośpiechu! Zaczęłam iść powoli z moją grupą na drugie piętro. W sumie wiem jedynie tyle, że mój pokój ma numer 235, dostałam klucz od pokoju więc…Nie powinno być raczej problemu. Po parunastu minutach udało mi się znaleźć pokój więc weszłam jak najszybciej. Na szczęście mojej współlokatorki jeszcze niema. Ciekawe kim będzie? Z taką myślą zaczęłam się rozpakowywać a Akira rozłożył się wygodnie za łóżku przy ogromnym oknie.

wtorek, 11 września 2012

oo1. Powroty bywają ciężkie....

      Jechałam w karocy, która mimo, że kilku wieczna, trzymała się świetnie. Droga do szkoły dłużyła mi się niemiłosiernie i wydawać by się mogło, że nigdy nie dojedziemy na miejsce. Oparłam brodę o dłoń, pozwalając żeby włosy opadły mi na twarz, zasłaniając znaczną jej część. Powieki same mi się zamykały, patrząc na nudny krajobraz za oknem.
- Yuuki! Słuchasz mnie? – głos Madary zabrzmiał wrogo, a jego spojrzenie było groźne. Złagodniał jednak szybko, a na jego usta wpełzł litościwy uśmieszek, kiedy zobaczył mnie, ledwo trzymającą się siedzenia z wystaraszoną miną.
- Wybacz wujku... Zamyśliłam się trochę...
- Trochę? – prychnął przeglądając jakieś papiery, które również lewitowały nad naszymi głowami – Rozważałem czy nie wylać na ciebie wiadra zimnej wody.
- Pff... Tu jest po prostu ta nudno! I jedziemy wolniej niż ustawa przewiduje! Nie mogliśmy pojechać samochodem czy polecieć?! Jesteśmy w XXI wieku!
- Jak to sobie wyobrażasz? Auto na tych wybojach by się popsuło, samolotem i helikopterem nie wylądujemy na dziedzińcu, ani w pobliżu punktu docelowego, a naszych rzeczy na miotłach nie przeniesiemy! – opadłam na siedzenie, tuląc do siebie poduszkę. Zawsze musiał być mądrzejszy! Westchnęłam głośno, poprawiając sobie grzywkę i wiążąc włosy żyłką z dzwoneczkami na obu końcach, w bardzo wysokiego kuca.  Z ulgą zauważyłam, że wyjechaliśmy z lasu i jedziemy po betonowej drodze, prowadzącej do zamku. Z zachwytem oglądałam wiecznie ośnieżone góry oraz jezioro niedaleko budynku. Woźnica pośpieszył konie, którym coraz ciężej było wjeżdżać. Ludzie usuwali się nam z drogi, fukając i krzycząc za nami, że próbujemy ich zabić. Uchihę ta sytuacja bawiła, zwłaszcza kiedy prawie przejechaliśmy psora Hashiramę. W takim momencie też nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Zatrzymaliśmy się pod bramą prowadzącą na dziedziniec bardzo gwałtownie. Aż mną rzuciło do przodu i wylądowałam na kolanach wujka.
- Wybacz…
- Ty tylko umiesz mnie przepraszać? – Madara pomógł mi dojść do ładu, a potem wysiąść. Wyskoczyłam z karocy pod jego asystą, rozprostują nogi i wdychając świeże powietrze. Patrząc w jeden punkt na niebie, zagwizdałam głośno dwa razy. Nagle na niebie rozbłysnął płomień, wybuchający w jednym momencie i zmieniający się w ogniste fajerwerki. Wszyscy zebrani oglądali to mini show z zachwytem, a po chwili w moim kierunku poleciał wielki feniks, z długim ogonem falującym na wietrze. Zwierzak zabłysnął  w świetle słonecznym i wylądował na moim ramieniu.
- Eien, jesteśmy w drugim domu… - ptak trącił moją szyję swoim łbem, wydając z siebie radosny odgłos. Zrzuciłam z powozu walizkę i łapiąc ja obiema rękami, zaczęłam ciągnąć w stronę szkoły. Wujek został na zewnątrz rozmawiając z rodzicami uczniów co wcale mi nie przeszkadzało. Przepychałam się między ludźmi, próbując utorować sobie jakoś drogę. Niestety mój mały wzrost uniemożliwił mi to skutecznie. Jakiś starszy chłopak popchnął mnie łokciem i prawie wylądowałam na ziemi, gdyby nie pewien osobnik o blond włosach i przenikliwych niebiesko, metalowych tęczówkach, łapiący mnie za kołnierz bluzki.
- Dei-senpai! – krzyknęłam szczęśliwa na widok jego roześmianej buźki.
- Jak tam wakacje i powrót do szkoły Yuuki?
- To pierwsze było do wytrzymania. Razem z wujkiem i Tobim polecieliśmy do Włoch! A powrót… Jeślibym miała spędzić jeszcze jakiś czas w tej karocy to ktoś zginałby śmiercią tragiczną! – Douhito już miał odpowiedzieć, kiedy nagle na środku dziedzińca spadł bliżej nieokreślony obiekt, prosto z nieba.
- Szybko! Pielęgniarkę! – zawołał ktoś z tłumu. Rozbitek miał wielkie szczęście, że Shizune była już w szkole i po chwili zaczęła go opatrywać.
- A ten jak zwykle nie posłuchał… - westchnął Sasuke.
- Naruto! Czy ty próbujesz się zabić?! – pytanie zostało zadane przez Kakashiego, który od jakiegoś czasu zadecydował się mieć oko na Uzumakiego i brał za niego odpowiedzialność.
- Chciałem tylko wypróbować tą miotłę… - powiedział niebieskooki, co jakiś czas krzywiąc się z bólu.
- Chyba wiem czemu wycofali miotły jako oficjalny środek transportu… - mruknęłam bardziej do siebie niż do Deidary. Chłopak kiwnął głową, biorąc swoją torbę i ruszył do środka. Poszłam w ślad za nim, nie chcąc oglądać dalej tej masakry. W holu stali głównie pierwszoroczniacy, którzy zaczęli już komunikować się między sobą, a nie trzymać rękawa swojej mamy jak przerażone dzieci.  Uśmiechnęłam się chytrze, widząc Paina stojącego gdzieś w spokojnym kącie z dala od tłoku. Wnosząc walizki, obmyślałam plan wkurzenia go i przeklinałam na brak windy.